niedziela, 30 marca 2014

DIY: Baleriny.

Jestem wielką miłośniczką tzw. "cichobiegów" ;)

Baleriny, bo o nich mowa, są według mnie najwygodniejszymi butami. Mam jednak tendencje do bardzo szybkiego ich wykańczania, dlatego jeśli chodzi o buty na co dzień bardzo często sugeruję się ceną.
Tak też było i w tym przypadku.



Zdecydowałam się na nie nie tylko ze względu na cenę, ale przede wszystkim na podeszwę ze wzmocnioną piętą (niestety właśnie ta część zawsze najbardziej cierpi). 

Od samego początku nie podobała mi się jednak ozdoba tych butów..



Już w sklepie obmyśliłam więc plan działania ;) 

Obcięłam ozdobę w dwóch miejscach, tak aby udało mi się ją delikatnie wysunąć.



Dzięki temu uzyskałam najzwyklejsze czarne baleriny. 



Były one jednak dla mnie zbyt zwyczajne, dlatego postanowiłam wykorzystać część z moich starych, wysłużonych butów ;)


Na szczęście złota ozdoba była do nich przymocowana na dwie zagięte blaszki, więc bez problemu udało mi się ją przełożyć do nowych bucików.




Jak Wam się podoba efekt końcowy? Ja muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona ;)

Cała "operacja" zajęła mi 5 minut! ;)



sobota, 29 marca 2014

Zmiana czasu.

Pamiętajcie, że dziś w nocy zmieniamy czas na letni! 

 Śpimy niestety krócej, ale dzięki temu szybciej będzie jasno ;)

źródło

Jeśli Wasze zegarki nie przestawiają się automatycznie musicie pamiętać, żeby zrobić to samodzielnie.

Co do zasady zmieniamy czas z godziny 2 na 3. Jednak z własnego doświadczenia wiem, że najwięcej osób robi to rano, po przebudzeniu! ;)

piątek, 28 marca 2014

Pobudka.

Wprowadzania dobrych nawyków ciąg dalszy..

Odkąd tylko pamiętam zawsze byłam "nocnym Markiem".  Wieczory (często bardzo późne) były dla mnie najlepszą pora na buszowanie po internecie, czytanie książek, oglądanie filmów, a nawet na naukę. Niby nie ma w tym nic złego, ale dość często (szczególnie w dni powszednie) było to powodem mojego niewyspania i rozdrażnienia. No bo jak tu być wypoczętym kiedy przespało się zaledwie 6 godzin? Oczywiście nie byłoby w tym nic złego, gdyby zdarzało się to sporadycznie. Niestety u mnie było to prawie regułą, przez którą często byłam przemęczona. Nie muszę chyba tłumaczyć jaki ma to wpływ na cały organizm..

Postanowiłam więc stopniowo wprowadzić zmiany ;)

 
źródło

 Od tej pory mój budzik dzwoni o 6.30 w dni powszednie, a w weekendy o 7. Kiedy mój organizm oswoi się z nową sytuacją planuję nastawiać go w dni powszednie na 6 ;) Wiem, że dzięki aktualnej porze roku będzie mi łatwiej niż w dni zimowe, kiedy rano długo jest ciemno, dlatego tym bardziej mam nadzieję, że uda mi się z powodzeniem realizować mój plan ;)


Poniżej przedstawię kilka sposobów, które zdecydowanie ułatwiają mi poranne wstawanie ;)

1. Odsłaniam rolety.- Tak, wiem, że głównym ich zastosowaniem jest ograniczanie dopływu światła. Korzystam z tego jednak tylko wieczorem, kiedy mam zapalone światło w pokoju. Natomiast bezpośrednio przed położeniem się spać całkowicie je odsłaniam. Dzięki temu rano budzi mnie naturalne światło, które naprawdę pomaga szybciej zwlec się z łóżka ;)



2. Kładę się do łóżka o 22.- Z tym było zdecydowanie najgorzej. Do tej pory to właśnie o 22 miałam najwięcej do zrobienia ;) Teraz jednak wychodzę z założenia, że równie dobrze mogę zrobić to wszystko rano, kiedy będę wypoczęta i wyspana.

"śpimy dzisiaj razem?" :)

3. Wyciszam telefon. - No bo jak tu zasnąć kiedy przychodzą smsy, nowe maile, czy też powiadomienia z instagrama ?!



4. Przed snem piję herbatę.- Jaką? Najczęściej zieloną, jednak bardzo lubię także różne herbatki ziołowe, np. wyciszającą melisę. Pomaga się zrelaksować i wyciszyć, co zdecydowanie ułatwia mi zasypianie. O moim zamiłowaniu do herbaty pisałam już wcześniej TU


ulubiony kubeczek ;)


Dodatkowym ułatwieniem jest też zastosowanie żywej, jaskrawej kolorystyki w pokoju, która zdecydowanie pobudza i zachęca do działania. U mnie na ścianach od dłuższego czasu gości żółty kolor, który sprawdza się idealnie! ;)

A jak jest u Was? Jesteście "nocnymi Markami", czy raczej wolicie wcześniej kłaść się spać?

Jestem ciekawa jakich używacie sposobów na wcześniejsze zasypianie i  poranne wstawanie.

Pozdrawiam ;)

niedziela, 16 marca 2014

Sokowanie.

Od początku 2014 roku w moim życiu zaszło sporo zmian, związanych przede wszystkim z podejściem do sposobu odżywiania. Pomijając fakt niezdrowych przekąsek, chciałabym w tym poście skupić się na napojach. 

Fanką gazowanych, ani nawet niegazowanych kolorowych napojów nigdy za bardzo nie byłam, jednak dość często zdarzało mi się sięgnąć po gotowe soki w kartonikach, czy też małych buteleczkach.  Od pewnego czasu jednak zaczęłam interesować się ilością cukrów lub substancji słodzących, które są do nich dodawane i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że nie mają one zbyt dobrego wpływu na nasze zdrowie..

Przestałam więc kupować soki dostępne w naszych sklepach i popijałam wodę mineralną. Lubię wodę, jednak czegoś mi brakowało..

Zaprzyjaźniłam się więc ponownie z moją starą sokowirówką ;) i tym sposobem ponownie (po wielu latach) rozpoczęłam przygodę z sokowaniem.

Strasznie warczy, ale jeszcze działa ;)

Od tego czasu praktycznie codziennie przygotowuję sobie szklankę świeżego soku, którego smak zmienia się w zależności od składników i przyjętych proporcji. Nie mam ściśle określonych produktów, których używam do robienia soku, ale zdecydowanie najczęściej goszczą u mnie: marchew, buraki, jabłko ;)

Przykładowe soki, których fotki wrzucałam na mój instagram:

1.  Seler naciowy, marchew, natka pietruszki.


2.  Seler naciowy, marchew, natka pietruszki, jabłko, burak.


Mam ogromną ochotę na wypróbowanie jarmużu, jednak nigdzie nie mogę go znaleźć.. Ale co się odwlecze to nie uciecze, kiedyś na pewno go kupię,  a do tej pory będę korzystać z innych możliwości ;)

Muszę tylko zastanowić się nad zmianą sokowirówki. Moja, wierna mi od wielu lat, niestety nie jest najlepszej jakości, przez co w odpadach zostaje wiele cennych witamin. Dlatego w najbliższym czasie zacznę się rozglądać za nowym, lepszym sprzętem ;)

Miłej niedzieli!

sobota, 15 marca 2014

"Łapy precz!"

Ile razy widząc nową krostkę na buzi zdarzyło się Wam próbować pozbyć się jej za wszelką cenę przez wyciśnięcie, zdrapanie, lub w skrajnych przypadkach nakłuwanie zmiany, aby jej zawartość wydostała się spod skóry? Ci, którzy borykają się z niedoskonałościami cery zapewne doskonale znają główny problem niniejszego posta.Wszyscy wiemy, że jest to złe, a jednak w dalszym ciągu to robimy..

źródło


Dlaczego tak jest?
Otóż ostatnio natknęłam się na artykuł klik, w którym opisano przypadłość nazwaną trądzikiem neuropatycznym (inaczej nazywanym trądzikiem rozdrapania). W skrócie można określić go jako nagminne rozdrapywanie, skubanie, wyciskanie pryszczy. Jest to bardzo poważne schorzenie klasyfikowane jako choroba o podłożu psychicznym. Wiąże się ono niejednokrotnie z rozładowaniem towarzyszącego nam napięcia, np. w stresujących sytuacjach. Tego rodzaju nawyki bardzo często prowadzą do powstawania blizn i przebarwień, które mogą zostać nam na całe życie..


Dlaczego o tym piszę?
Ponieważ sama borykam się z tym problemem. Niejednokrotnie już obiecywałam sobie: "ok, to już ostatni raz".. I co z tego wynikało? Nic. Za każdym razem (szczególnie podczas wieczornej pielęgnacji) kiedy zauważyłam nowego nieprzyjaciela wydawał mi się tak okropny, że natychmiast chciałam go usunąć. Kiedy go wydusiłam, zauważyłam kolejnego, mniejszego, ale jednak... Tym sposobem, po przeprowadzonym "zabiegu" moja skóra była dosłownie zmasakrowana! Nie chcę pokazywać Wam zdjęć mojej buzi w takim stanie, ponieważ zwyczajnie mi wstyd, a poza tym nie sądzę, abyście chcieli to oglądać. Możecie jednak się domyślić, że zaczerwieniona, podrażniona i niejednokrotnie poraniona skóra nie wyglądała zbyt ciekawie.. 

źródło

Równie często zdarzało mi się dotykać twarzy w ciągu dnia. Czy to podczas przeglądania stron internetowych, oglądania filmów, czy czytania książek. Pora nie miała znaczenia, wystarczyło, że miałam wolne ręce, które same odnajdywały drogę do wyprysków i strupków (strupki były moją największą zmorą!). Nie muszę chyba dodawać, że bardzo często na moich dłoniach znajdowało się mnóstwo zanieczyszczeń, które przedostawały się na twarz podczas drapania, co skutkowało zaognieniem się danej zmiany, a co za tym idzie ogólnym pogorszeniem stanu mojej skóry..

Jak sobie z tym radzę?
Mój sposób na oderwanie rąk od skóry twarzy nie jest spektakularny, ale wydaje mi się, że można nazwać go skutecznym. Otóż zauważyłam, że w dni kiedy nie miałam nic szczególnego do zrobienia znacznie częściej korciło mnie, aby coś pomajstrować przy mojej twarzy. Dlatego zajęłam się doskonaleniem mojej organizacji czasu pracy. Staram się nim tak gospodarować, aby nie było w nim zbyt dużo chwil "nicnierobienia". Oczywiście nie jestem żadną pracoholiczką, ani też nie wymyślam sobie specjalnie zadań do zrobienia;), ale dbam o to, aby moje ręce nie musiały z nudów poszukiwać zajęcia na skórze twarzy.

Nie używam również lusterek powiększających, które tylko uwydatniają wszelkie (niewidocznie dla innych osób) niedoskonałości mojej skóry.

źródło


Ważne jest także nasze podejście do otaczającego nas świata. Jeśli będziemy przejmować się wszystkim dookoła, przez co kumulować się w nas będą różne (negatywne) emocje z pewnością będziemy szukać sposobów na ich rozładowanie. Rozmyślanie na ich temat, w połączeniu ze staniem przed lustrem gwarantuje masakrę na naszej twarzy!


A Wy? Też borykacie się z podobnym problemem? Może macie sprawdzone sposoby radzenia sobie z chęcią wyciskania wyprysków?

Mi jak do tej pory idzie całkiem nieźle. Zmasakrowane wcześniej zmiany powoli się goją;) Mam nadzieję, że wytrwam w moim postanowieniu. Jeżeli Wam również się udaje to gratuluję serdecznie! 

Jeśli natomiast mimo wielu prób nie możecie poradzić sobie z tym zgubnym nałogiem może warto zastanowić się nad skonsultowaniem się ze specjalistą? I nie mówię tu wcale o dermatologu. Myślę raczej o psychoterapeucie lub psychiatrze. Jest to przypadłość możliwa do wyleczenia, wymaga tylko odpowiedniego podejścia, które może zapewnić Wam właśnie taki specjalista.

Trzymam kciuki i pozdrawiam ;)

piątek, 14 marca 2014

Wystawa.

Będąc dzisiaj w centrum wpadłam na chwilę do C.H. Drukarnia, żeby odwiedzić Naturę. Zakupy nie należały do udanych, ale moją uwagę przykuło coś zupełnie innego.

W jednym z pomieszczeń galerii zorganizowano wystawę prac studentów architektury wnętrz Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.
.

Prace były naprawdę ciekawe. Zostały stworzone "z odzysku" ;) Pokazują w jaki sposób można wykorzystać starą walizkę, czy też puste butelki po wodzie mineralnej.

Sami zobaczcie, co wykombinowali studenci:

Fotel z walizki, stolik z opony

Pufa z butelek

Stolik z kartonu, foliowy fotel

Piłeczki ping-pongowe i rolki po papierze toaletowym;)

Fotel z pluszaków


Fotel "obity" gazetą

Fotel bujany??

Metalowa lampa


Nowoczesna lampa

Mi osobiście najbardziej do gustu przypadł fotel z walizki i nowoczesna zielono-niebieska lampa.
Jednak zanim zdecydowałabym się postawić któryś z tych mebli w moim domu musiałabym się poważnie zastanowić;) 
W każdym razie trzeba przyznać studentom, że pomysły mają naprawdę ciekawe!

A Wy co sądzicie o takich pomysłach? Podobają się Wam? Czy raczej nie przepadacie za takimi "wynalazkami"?

czwartek, 13 marca 2014

Maseczka aspirynowa.

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami "przepisem" na maseczkę aspirynową, który podpatrzyłam u jednej z moich ulubionych Youtuberek ;) 


Maseczka, której głównym składnikiem jest najpopularniejszy lek na przeziębienie i grypę, jest idealnym rozwiązaniem dla osób zmagających się z niedoskonałościami skóry. Działa antybakteryjnie i przeciwłojotokowo, zamyka pory, łagodzi stany zapalne, oczyszcza i odświeża skórę. Regularne stosowanie przynosi widoczne efekty.
 

Aby przygotować maseczkę potrzebujemy:
- 4 tabletki zwykłej aspiryny,
- 3/4 łyżeczki wody,
- 3/4 łyżeczki jogurtu naturalnego (bez cukru!) lub kefiru.


Wykonanie:

Aspirynę wrzucamy do szklanego naczynia:



Dodajemy wodę (ok. 3/4 łyżeczki): 



Czekamy aż aspiryna pochłonie wodę (tabletki spulchnieją):



Dodajemy jogurt/kefir (ok. 3/4 łyżeczki):


I mieszamy (najlepiej palcem ;) ):


Konsystencja, którą otrzymamy wygląda mniej więcej tak:



Nakładamy maseczkę na ok. 20 minut.


  Po upływie wyznaczonego czasu spłukujemy maseczkę letnią wodą, przy okazji wykonując kolistymi ruchami delikatny peeling. 

I gotowe! Już po pierwszym użyciu skóra jest odświeżona i oczyszczona. Pamiętajcie jednak, iż systematyczność stosowania maseczki przyniesie bardziej widoczne i długotrwałe efekty. 
Najlepiej stosować ją 1-2 razy w tygodniu.

UWAGA! Maseczki nie mogą stosować osoby uczulone na aspirynę!

Zachęcam do wypróbowania tej metody. Może w Waszym przypadku, podobnie jak u mnie, maseczka aspirynowa okaże się ciekawą alternatywą dla gotowych produktów drogeryjnych, czy też aptecznych.

środa, 12 marca 2014

Wyzwanie.

Pod koniec lutego zdecydowałam się podjąć modne ostatnio 30-dniowe wyzwanie. A właściwie dwa takie wyzwania ;)

Nie pisałam o nich wcześniej, bo nie byłam pewna czy podołam, ale z uwagi na to, iż jestem już na półmetku myślę, że czas najwyższy się pochwalić! :)


Spośród wielu wyzwań, dostępnych w Internecie, ja zdecydowałam się na dwa: SQUAT i PLANK.

SQUAT- czyli przysiad, jak do tej pory nie sprawił mi większej trudności. Jestem na poziomie 140 (na szczęście dzisiaj przerwa! ;) ). Zobaczymy jak będzie powyżej 200..



Większe trudności sprawia mi PLANK, czyli tzw. "deska". Początki były dla mnie niesamowicie wyczerpujące. Nawet 20 sekund było koszmarem. Na szczęście już jest coraz lepiej. Za mną aż 2,5 minuty! Pewnie znajdą się osoby, dla których to pestka. Dla mnie jednak ćwiczenie to było ogromnym wysiłkiem, dlatego jestem podwójnie zadowolona ;)





Cieszę się, że wytrwałam już tak długo. Jak widać wszystko skrupulatnie notuję w moim notesiku, co bardzo ułatwia organizację ćwiczeń. Dzięki temu mam pewność ile katorgi czeka mnie danego dnia :P

Jeśli ktoś jeszcze nie próbował, gorąco zachęcam do podjęcia któregoś z wyzwań. Wykonanie ćwiczeń nie zajmuje dużo czasu, a z tego co się orientuję efekty są naprawdę zadowalające.

A może macie już doświadczenia z ćwiczeniami tego typu?
Pozdrawiam ;)

sobota, 1 marca 2014

Dermokonsultacje.

Podczas ostatniej wizyty w firmowym salonie Ziaja skorzystałam z okazji bezpłatnej dermokonsultacji. 

Poza przeprowadzonym wywiadem dermokonsultantka wykonała badania stanu mojej skóry specjalnym urządzeniem, które sprawdzało: nawilżenie, natłuszczenie, elastyczność, pory.


Niestety, jak się okazało stan mojej skóry wskazuje, iż jest ona sucha, odwodniona, przez co bardzo podatna na zmarszczki w późniejszym czasie..



Ku mojemu zdziwieniu badanie wykazało, że moje pory są jak najbardziej w porządku! Co, nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyło;) Zatem wszystko wskazuje na to, iż moja skłonność do niedoskonałości związana jest z nadmiernym przesuszeniem skóry (związanym zapewne ze stosowaniem różnych środków na wypryski- ostatnio regularnie stosowałam dostępny w aptece bez recepty płyn przeciw trądzikowi Afronis).

Najważniejszym punktem zalecanej pielęgnacji domowej była zmiana kremu na noc. Do tej pory stosowałam zamiennie: lano-krem (rano), nawilżający krem AZS(rano) i krem redukujący trądzik (noc) -wszystkie oczywiście z Ziaji ;) Wspominałam o nich TU

Wspólnie ustaliłyśmy, że najlepszą opcją dla mnie będzie stosowanie na dzień  kremu redukującego trądzik z zielonej serii Ziaja Med (używałam go już kiedyś i byłam zadowolona). Na noc natomiast Pani zaproponowała mi głęboko regenerujący krem na noc z witaminą C. Jest to dla mnie nowość, jednak zdecydowałam się spróbować. Krem ma odżywić moją skórę, zapanować nad odpowiednim stopniem jej nawilżenia. Dodatkowo zawarta w nim witamina C pomoże uporać się z przebarwieniami po wypryskach.



Przyznam szczerze, że pokładam w nim duże nadzieje. Na razie nie będę się wypowiadać na temat jego działania, gdyż użyłam go zaledwie kilka razy, ale muszę przyznać, że jego aplikacja jest bardzo przyjemna;)


Postanowiłam zastosować się do jej rad. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;)

Jeśli macie ochotę skorzystać z podobnych konsultacji to w dniach 7-9 marca marka Eucerin organizuje je w Superpharm. Więcej informacji znajdziecie TU

Myślę, że na pewno nie zaszkodzi spróbować. Tylko jedna rada- z racji tego, iż są to badania organizowane przez firmy kosmetyczne nie radzę popadać w przesadę i od razu kupować wszystkiego co poleci Pani przeprowadzająca badanie (a wiadomo, że poleci dużo produktów marki, z którą współpracuje). Wróćcie do domu i na spokojnie przeanalizujcie wynik badania, a później wybierzcie się na zakupy !

Pozdrawiam,
WiaSyl ;)