No to się rozbiegałam... ;) aż wstyd się przyznać kiedy zaglądałam tu po raz ostatni.
Dziś rano rozpoczęłam 6. tydzień planu biegowego, o którym pisałam w ostatnim poście.
Muszę przyznać, że na początku nie było łatwo. Pierwszy tydzień, z 1 minutą biegu i 4 minutami marszu nie był może i taki najgorszy, ale kolejne sprawiały, że miałam coraz większą zadyszkę.
Obecnie nie męczę się już tak bardzo, ale gdy wracam do domu moja twarz przypomina soczystego buraka ;)
Ten niby banalny program okazał się świetnym sposobem na rozruszanie moich kości.
W moje "biegowe" dni mam o wiele więcej energii, niż w pozostałe (i nie tylko ja to zauważyłam ;) ).
Być może to za sprawą widoków, które mogę podziwiać:
Chociaż tych niezbyt sprzyjających również nie brakowało:
Cieszę się, że udało mi się wytrwać do tej pory i mam nadzieję na więcej!
Pozdrawiam serdecznie,
WiaSyl ;)
Gratuluję! Ja od biegania uciekam jak mogę i widzę, że wychodzi mi to tylko na złe :(
OdpowiedzUsuńhttp://viofashiontime.blogspot.com/