czwartek, 30 stycznia 2014

Micelarny żel bebeauty.

Z MALUTKIM poślizgiem witam w nowym roku! ;) Mam nadzieję, że będzie on o wiele lepszy od poprzedniego..

Pogoda za oknem nas nie rozpieszcza.. Strasznie tęsknię do wiosny! Ale niestety musimy na nią jeszcze trochę poczekać, tym bardziej, że według prognoz w połowie lutego w Polsce ma zrobić się naprawdę zimno.. :( słyszałam o -35 stopniach, ale cały czas wierzę, że to jakaś pomyłka ;).

Sesja trwa w najlepsze.. Mi został jeszcze tylko jeden egzamin, więc nie jest tak źle jak się mogło wydawać ;)

A dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o moim ostatnim doświadczeniu związanym z pielęgnacją twarzy.
W internecie aż roi się od pozytywnych opinii produktów bebeauty produkowanych dla Biedronki.

Ja zdecydowałam się spróbować micelarnego żelu nawilżającego do mycia i demakijażu, który rzekomo ma zbliżony (jeśli nie identyczny) skład jak żel z Tołpy.



Na jego korzyść zdecydowanie przemawiała cena (4,99zł!), skład oraz dostępność (był w każdej z Biedronek niedaleko mnie;) ).

Stosowałam go przez miesiąc, rano i wieczorem, a kilka razy w tygodniu wraz ze szmatką muślinową. Na początku byłam bardzo pozytywnie zaskoczona- wydawał się być tańszym odpowiednikiem Cetaphilu- tak samo delikatny, nieprzesuszający skóry, niepieniący się. Jednak z każdym dniem zaczęłam czuć do niego pewnego rodzaju niechęć.. Ma dość charakterystyczny zapach. Niby nie jest intensywny, ani męczący, ale ma w sobie coś co przy dłuższym stosowaniu zaczyna mi przeszkadzać. 

Działanie- oczyszczanie ok, ale do demakijażu z pewnością się nie nadaje.

Konsystencja jest nieco "glutowata;)". Żel jest stosunkowo gęsty, jednak to akurat nie ma dla mnie większego znaczenia.


Dla porównania pokażę Wam jak wygląda obok Cetaphilu (który tak się rozlał, że ledwo go widać ;) ) :



Jego skład, mimo parabenów, wygląda całkiem przyzwoicie:


Jeśli miałabym go podsumować to uważam, że za tak niską cenę jest produktem godnym wypróbowania. W niczym mi nie pomógł, ale krzywdy tez nie zrobił. Co prawda ostatnio moja cera uległa delikatnemu pogorszeniu, ale podejrzewam, że wpływ na to może mieć moja nowa "terapia" dla włosów, polegająca na piciu naparów ze skrzypu i pokrzywy, o której mogę zrobić nowy post, jeżeli macie na to ochotę ;)



Muszę jednak przyznać, że cieszę się, że moja buteleczka (której kapsel wykonany jest z bardzo słabego plastiku- pękł przy pierwszym upadku :P ) dobiega końca.

Z wielką chęcią wrócę do Cetaphilu! <3 :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz