czwartek, 31 października 2013

Odżywka do paznokci Eveline 8w1.

Post ku przestrodze!

Może zacznę od tego, że odkąd pamiętam miałam problem z paznokciami.. Kruche, łamliwe, przez to wiecznie krótkie i brzydkie ;(.. Przetestowałam wiele odżywek do paznokci, które nie dawały satysfakcjonujących rezultatów, aż w końcu trafiłam na Eveline 8w1.


Mnóstwo pozytywnych opinii na Wizażu, a także atrakcyjna cena (w Rossmannie 10,99zł, a w promocji nawet 8,99zł), sprawiły, że kupiłam ją bez większego zastanowienia. Od razu rozpoczęłam kurację, zgodnie z zaleceniami producenta:


Tak więc nakładałam codziennie jedną warstwę odżywki, a po czterech dniach zmywałam paznokcie i rozpoczynałam proces od nowa. Efekt pojawił się naprawdę bardzo szybko i był piorunujący! Paznokcie rosły jak szalone, były twarde, mocne i w końcu długie, tak jak chciałam.. W obawie przed utratą tego efektu stosowałam odżywkę bez przerwy, nakładając ją za każdym razem jako bazę pod lakier, jak również samą, ponieważ daje efekt lakieru bezbarwnego.

Szczerze mówiąc nie wiem ile opakowań zużyłam, ale z pewnością stosowałam ją długo (zbyt długo..). Przez cały ten czas nosiłam paznokcie sporo wykraczające poza opuszki palców, nie musząc przy tym martwić się, że się połamią.. Zaletą były też dla mnie białe końcówki, które dawały bardzo estetyczny wygląd pazurków.. Wiele osób dziwiło się, że są to moje naturalne paznokcie, ponieważ rzeczywiście wyglądały jak tipsy.

Naprawdę byłam nią oczarowana! Do czasu, aż zaczęło się dziać coś naprawdę niepokojącego.. Na kciukach i palcach serdecznych obu dłoni płytka paznokcia zaczęła dosłownie odklejać się [!] od palca. Wyglądało to tak, jak w przypadku onycholizy. Dopiero po czasie koleżanka uświadomiła mi w czym rzecz..

Chodzi tu o skład produktu:


Otóż, zawiera ona w sobie formaldehyd- trującą substancję, która ścina białka, przyczyniając się tym do utwardzenia paznokcia. To właśnie ten składnik jest odpowiedzialny za wszelkie szkody, które wyrządza odżywka przy długotrwałym stosowaniu.

Dzisiaj minęło już sporo czasu od odstawienia przeze mnie odżywki, jednak moje paznokcie nie zregenerowały się jeszcze wystarczająco. Używałam przez pewien czas słynnego Regenerum, jednak u mnie nie przyniósł większych korzyści. Aktualnie używam olejku z drzewa herbacianego, nie maluję też paznokci na co dzień.

Z perspektywy czasu muszę przyznać, że trochę sama jestem sobie winna. Producent nie bez powodu podaje na opakowaniu, że odżywkę należy stosować przez okres 4-6 tygodni.. Ja niestety nie zastosowałam się do tego, a okres używania jej przeze mnie był zdecydowanie dłuższy.. Może gdybym odstawiła ją w momencie gdy moje paznokcie osiągnęły zamierzony efekt nie musiałabym teraz borykać się z takimi problemami..

Ale co się stało, to się nie odstanie! Dlatego teraz nie pozostaje mi nic innego jak poszukać kolejnego złotego środka do odbudowy moich pazurków! :)

Olejek z drzewa herbacianego, który teraz używam, jest naprawdę dobry.
Pomału zauważam już pozytywne zmiany ;). Zamierzam również wprowadzić do pielęgnacji moich paznokci inne oleje, ponieważ ostatnio naczytałam się sporo pozytywów na temat ich wpływów na nasze ciało, w tym również i na paznokcie! :)

Może ktoś z Was mógłby mi polecić, które z olejków warto stosować/wcierać w paznokcie? Jakie macie doświadczenia w tym temacie?


Pozdrawiam :)




wtorek, 29 października 2013

Jesiennie.

Pogoda nas rozpieszcza! <3
Mamy koniec października, a czasem słoneczko przyświeca tak, jakby była wiosna ;).

Wracając dzisiaj z uczelni musiałam zahaczyć o dziekanat, żeby podbić legitymację. Pogoda na zewnątrz była tak cudowna, że aż wysiadłam dwa przystanki wcześniej i zrobiłam sobie mały spacerek.

Przypadkowo miałam w torebce aparat, więc nie mogłam oprzeć się pokusie zrobienia kilku fotek jesiennych widoków.


Fotograf ze mnie żaden, ale myślę, że w przypadku takich widoczków nie potrzeba większych umiejętności ;).


Cudowne niebieskie niebo <3


A na deser wrzucę Wam widok z okna w dziekanacie ;)

Widok z ósmego piętra ;)

;*


środa, 23 października 2013

Aktywność fizyczna.

Jesienno-zimowy czas to okres kiedy większość z nas mówi sobie: "OK! Czas wziąć się za siebie, żeby nic zbędnego nam się nie odłożyło przez zimę!". Przyznam, że ja również należę do tych osób (TYCH, czyli mówiących, ale niekoniecznie działających.. ;) ). 

Jednak tym razem poczyniłam w kierunku podjęcia jakichkolwiek działań już pewne kroki - kupiłam październikowe wydanie Shape z programem treningowym Ewy Chodakowskiej i... na tym się skończyło ;(..

 
Niestety październik pomalutku zbliża się ku końcowi, a ja ani razu nie zrobiłam nawet rozgrzewki.. Nie wiem czy jest to brak czasu, czy zwyczajne lenistwo, ale chyba nadszedł najwyższy czas, aby to zmienić! 
W każdym razie patrząc na ten filmik, odnoszę wrażenie, że widzę siebie:


A zatem, w celu zrobienia kolejnego kroku naprzód, od dnia dzisiejszego oficjalnie ogłaszam rozpoczęcie sezonu Aktywna Zima ;D.

Zacznę od programu TOTAL FITNESS Ewy Chodakowskiej (w końcu po to kupiłam tą gazetę ;) ), którego zadaniem jest wyszczuplanie i wzmacnianie całego ciała. Mi osobiście bardziej zależy na wzmocnieniu i ujędrnieniu ciała, niż na jego wyszczupleniu, ale od czegoś trzeba zacząć, więc padło akurat na ten, a nie inny zestaw ćwiczeń.  


Pozdrawiam i zapraszam do przyłączenia się do mnie. Razem będzie nam raźniej!

 ;)

wtorek, 22 października 2013

Wodny roztwór fioletu gencjanowego.

Szybka notka na temat, który nasunął mi się wczoraj podczas kąpieli ;).

Pod koniec 2012 roku postanowiłam, że dam na jakiś czas odpocząć moim włosom od comiesięcznego farbowania. Tym samym chciałam przypomnieć sobie jaki jest ich naturalny kolor (ciemny blond) ;). Dotrzymałam słowa i do dnia dzisiejszego nie nałożyłam na nie farby, ani nic koloryzującego. W ten oto sposób nabawiłam się całkiem sporego odrostu ;). Różnica nie jest na tyle straszna żebym koniecznie musiała coś zmieniać, jednak muszę przyznać, że rudawo-złota poświata na moich końcówkach (właściwie  nie  na  końcówkach,  a  na połowie długości  moich  obecnych włosów) nie za bardzo mi się podobała.

Postanowiłam jakoś temu zaradzić, nie łamiąc przy tym mojej obietnicy związanej z niestosowaniem farby. Zaczęłam więc szperać w internecie w celu odnalezienia jakiejś fajnej alternatywy. Do głównie polecanych środków służących do zlikwidowania niechcianych odcieni na włosach należały przede wszystkim różnego rodzaju płukanki. Jednak ja bałam się nadmiernego wysuszenia. Ponadto płukanie włosów po umyciu czym innym niż zwykła woda wydobywająca się z słuchawki prysznicowej jakoś nie bardzo do mnie przemawia ;)!

 
Szukając dalej natknęłam się na artykuł, czy też notkę na czyimś blogu (niestety nie mogę sobie przypomnieć ;)), w którym opisane było jak samemu sporządzić płukankę do włosów używając wodnego roztworu fioletu gencjanowego (1%), który można kupić w każdej aptece. Pomyślałam fajna opcja, tylko znowu ta niechciana płukanka..

I tak po głębszym zastanowieniu wpadłam na pomysł , który dla mnie okazał się strzałem w dziesiątkę ! Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Ameryki nie odkryłam i przede mną zapewne wiele osób już to stosowało, ale cieszę się, że wpadłam  na  ten  pomysł,  bo  dzięki  niemu  pozbyłam  się  niechcianych  refleksów, a moje włosy nie są nadmiernie przesuszone;).




No, ale do rzeczy;). Otóż cały pic w moim przypadku polega na tym, że kilka kropli fioletu zamiast z wodą mieszam z odżywką, którą  nakładam zaraz po umyciu włosów. Dzięki temu odżywiając włosy przy okazji sprawiam, że znikają z nich niechciane rudawe odcienie.

(kubeczek z herbatą musi być ! ;) )


Do porcji odżywki dodaje kilka kropel fioletu (aktualnie ze względu na promocję w Superpharm używam Pantene do włosów słabych i zniszczonych - dodam tylko, że promocja polegała na tym, że przy zakupie dowolnego szamponu Pantene 400 ml, właśnie tą odżywkę dostajemy za 1 grosz ;) ).

Szklana buteleczka z wodnym roztworem fioletu gencjanowego ma dozownik, a więc możemy sobie łatwo określić ile chcemy dodać, nie musząc obawiać się, że przesadzimy ;). Szczerze mówiąc ja dodaje ich na tzw. oko, biorąc pod uwagę kolor mojej mieszaniny.




 
 Na początku, z obawy przed tym, że mogę zrobić sobie większe kuku niż to potrzebne, fundując sobie fioletowe włosy, dawkowałam gencjanę oszczędnie. Jednak z czasem, widząc niezupełnie satysfakcjonujące mnie efekty i biorąc pod uwagę, że odżywkę po kilka minutach trzymania na włosach i tak dokładnie spłukuję, zaczęłam zwiększać dawkę. Aktualnie korzystam z mieszanki mniej więcej o takim kolorze jak na zdjęciu obok (piszę "mniej więcej", bo wiadomo, że nie zawsze wyjdzie nam idealnie tak samo ;) ).





Jak już wspomniałam po kilkuminutowej aplikacji mojej mieszanki spłukuje włosy, osuszam ręcznikiem i cieszę się stonowanymi, zdrowymi i lśniącymi włosami ;). Zabieg taki powtarzam średnio co 2-3 tygodnie, w zależności od tego jak szybko na moich włosach zacznie pojawiać się niechciany kolorek. Myślę, że jest to sposób, który warto wypróbować.  Tym  bardziej, że  20 gramowa  buteleczka  fioletu, która wystarczy na naprawdę długi czas, kosztuje w aptece ok 5 zł.

Niestety, gapa ze mnie i nie pomyślałam, żeby zrobić fotki porównawcze koloru moich włosów  "przed"  i  "po" ;). Nie widzę jednak sensu dodawania zdjęcia tylko "po", dlatego mogę tylko obiecać, że przy kolejnej okazji coś wrzucę.

Dobranoc ;*


niedziela, 20 października 2013

Emulsja micelarna Cetaphil.

Swoją przygodę z łagodnymi emulsjami do mycia twarzy rozpoczęłam od żelu Physiogel. Jednak jego działanie okazało się być dla mnie za słabe. Faktycznie, jest łagodny i nie powoduje podrażnień, ale moja problematyczna skóra nie była po nim wystarczająco oczyszczona.

Szukając swojego ideału przeszłam chyba przez wszystkie drogeryjne półki z produktami do mycia twarzy.    Miałam nawet w swoim życiu okres, gdy używałam do przemywania buzi wody źródlanej albo przegotowanej, zamiast zwykłej kranówki...

Emulsję micelarną do mycia Cetaphil poleciła mi koleżanka. Przyznam, że na początku nie byłam przekonana czy warto spróbować.. Chodziło tu głównie o cenę - ok. 40zł (na początku kupowałam ją w cenie 43zł, natomiast teraz znalazłam w mojej okolicy aptekę, w której mają Cetaphil za 33,80 zł !). Biorąc pod uwagę jego pojemność i wydajność teraz już wiem, że to nie dużo, ale na początku, kiedy chciałam go tylko wypróbować, bałam się, że po raz kolejny wyrzucę pieniądze w błoto. Całe szczęście w końcu zdecydowałam się na zakup pełnowymiarowego produktu i nie żałuję!



Cetaphil delikatnie usuwa zabrudzenia powstałe na skórze twarzy, u mnie czasem służy jako środek do demakijażu :). Używam go rano i wieczorem, wykonując przy tym delikatny masaż skóry twarzy. Z tego co podaje producent na opakowaniu można stosować go również bez użycia wody, zbierając nadmiar emulsji chusteczką lub wacikiem. Jednak ja nigdy nie próbowałam tej formy czyszczenia twarzy. Chyba dlatego, że później przez cały czas miałabym wrażenie, że coś zostało na mojej skórze. Zmywam Cetaphil wodą, a po osuszeniu skóry nakładam krem nawilżający i wszystko jest ok ;). Butelka 250 ml spokojnie starcza na 2, czasem nawet 3 miesiące codziennego używania, zatem emulsja jest naprawdę bardzo wydajna.

Jeśli ktoś tak jak kiedyś ja rozważa przerzucenie się na Cetaphil to serdecznie polecam! Warto również spróbować zawalczyc o miniaturki produktów na fanpage'u Cetaphil Polska na Facebooku. Dzięki temu można za darmo przekonać się czy te wszystkie pochlebne opinie o emulsji micelarnej do mycia są słuszne ! ;)  Swoją drogą szkoda, że wcześniej nie było takiej możliwości. Może dzięki temu szybciej zdecydowałabym się na wprowadzenie Cetaphilu do mojej kosmetyczki na stałe ;).


Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie spróbowała swoich sił w tej akcji na Fb, no i proszę udało się jakiś czas temu;). Dostałam 3 miniaturki produktów Cetaphil: emulsję micelarną(jej miejsce na zdjęciu zastępuje normalna butla 250 ml ;) ), dermoprotektor i krem Cetaphil ultra.

Mini emulsję zużyłam w dobie kryzysu , kiedy moja duża butla się skończyła, a ja nie zdążyłam kupić nowej. Natomiast do wypróbowania dwóch pozostałych cały czas się zbieram;).




 ;)